Nadmierne wypadanie włosów/łysienie to temat, na który można pisać książki, a i tak nie wyczerpiemy go wystarczająco.Większość osób, które znam, zmagało się z tym problemem przynajmniej okresowo. Sama przez kilka lat traciłam codziennie więcej włosów niż mój kot sierści po zimie. Doskonale rozumiem osoby, które maniakalnie liczą ilość włosów w odpływie i tracą każdą wolną chwilę na wyszukiwanie cudownych sposobów, które przywrócą bujną fryzurę. Niestety – zazwyczaj nie pomagają lub efekt jest krótkotrwały. Dlaczego tak się dzieje? Osobiście najczęściej obserwuję dwa powody:
- Nie zajmujemy się przyczyną problemu
- Skupiamy się wyłącznie na jednej przyczynie, pomijając inne możliwe (i fakt, że wpływa na nie szereg innych czynników)
Przejdźmy jednak do bardziej szczegółowego omówienia. Poniżej przedstawiam najczęstsze przyczyny nadmiernego wypadania włosów.
Niedobory
Zwykle widząc większą ilość włosów na szczotce pojawia się myśl, że brakuje nam jakichś witamin/minerałów. Jakby nie patrzeć dieta większości ludzi jest dość uboga w warzywa, owoce, dobrej jakości mięso czy jaja, a tak naprawdę nawet żywność ekologiczna nie daje gwarancji uzupełnienia naszych potrzeb.
Jak najczęściej postępujemy, gdy zaświta nam w głowach powyższa myśl? To oczywiste – kupujemy multiwitaminę. Co prawda nie wiemy czego dotyczą nasze niedobory, ale skoro w kapsułkach jest niemal wszystko, to na pewno poradzi sobie i z naszymi brakami. Producent nawet napisał, że skład jest doskonały dla osłabionych włosów. Niestety, nie jest to cudowne rozwiązanie. Przede wszystkim zgodnie z zasadą „jak coś jest do wszystkiego, to jest do niczego” apteczne multiwitaminy mają najczęściej słabo przyswajalne formy, a ich dawka jest tak niewielka że nie ma szans uzupełnić niedobory. Część składników wykazuje także wzajemny antagonizm (oznacza to, że się wypierają, np. selen i cynk) i w rezultacie przyswajanie jest ograniczone. Z drugiej strony mogą zawierać minerały, które nam zaszkodzą. Bardzo często występuje w nich żelazo oraz wapń, których suplementacji bez wyraźnych wskazań nie polecam ze względu na możliwość kumulowania. Problematyczne mogą być także witaminy z grupy B (konkretnie kwas foliowy i B12) występujące przeważnie w formie niezmetylowanej, których osoby z mutacją genu MTHFR nie będą potrafiły przerobić na aktywną formę. Do tego wszystkiego multiwitaminy mają zwykle pełno substancji dodatkowych, które z pewnością nie wpłyną na nasze włosy pozytywnie.
Jeśli podejrzewamy u siebie niedobory powinniśmy przede wszystkim wykonać badania. Podstawą jest morfologia i diagnostyka w kierunku anemii – minimum oznaczenie żelaza, ferrytyny i poziomu B12. Samo żelazo może stanowić bardzo mylny wyznacznik i być nawet w górnej granicy normy przy silnej anemii. Ferrytyna przedstawia nam poziom zmagazynowanego żelaza, a więc ilość jaką organizm może użyć na bieżące potrzeby. Uważa się, że poziom ferrytyny powinien wynosić minimum 60, aby włosy przestały wypadać, a jeszcze więcej aby mogły zacząć odrastać. Z własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że jest to kwestia bardzo indywidualna. W moim przypadku włosy odżyły już przy poziomie 50, ale niektórzy wymagają niemal 2x więcej aby zobaczyć efekt. Temat anemii jest również bardzo rozległy i poświęcę mu osobny wpis. Jednak tak jak wspomniałam nie polecam suplementów z żelazem, zwłaszcza gdy mamy ogrom dobrych źródeł w naturze. Najlepszym superfoodem będzie w tym wypadku wątróbka, która poza dużą ilością żelaza zawiera także równie istotne przy anemii witaminy z grupy B. Innym składnikiem, który warto włączyć do diety jest pyłek pszczeli lub sok z pokrzywy. Pomocny będzie także zakwas z buraków. Bardzo ważne jest także odpowiednie pH kwasu żołądkowego, zdrowe jelita oraz sprawna wątroba.
A jeśli nie anemia to co? Brakować nam może oczywiście też innych pierwiastków, takich jak cynk, krzem, siarka, miedź, magnez. Możemy mieć również niedobory aminokwasów, które stanowią budulec naszych włosów (dlatego warto uwzględnić w menu dobrej jakości źródła białka). Istotny może być także niedobór witaminy D3, której w naszym klimacie nie jesteśmy praktycznie wytworzyć w odpowiedniej ilości. Dlatego podstawą powinna być zawsze dieta dostarczająca maksymalnie wszystkich składników oraz ewentualnie dopasowana do naszych potrzeb suplementacja.
Problemy z układem pokarmowym i wchłanianiem
Załóżmy, że podstawy mamy opanowane, odkryliśmy niedobory i wspieramy sie różnymi specyfikami. Czekamy tydzień, miesiąc, kolejne miesiące… a efektów brak. Wyniki bez zmian, samopoczucie jeszcze gorsze. Jak zawsze – powodów może być wiele. Istnieje jednak duże prawdopodobieństwo, że masz problem z wchłanianiem składników odżywczych i organizm nie potrafi ich poprawnie przyswoić i wykorzystać. Jeśli dopada nas jakakolwiek dolegliwość powinniśmy baczniej się przyjrzeć pracy układu trawiennego i o niego zadbać – jest on równie istotny przy łysieniu jak i wzdęciach.
Krótki przegląd, co i gdzie może pójść nie tak:
-Jama ustna. Tutaj zaczyna się trawienie węglowodanów. Tych węglowodanów, które uwielbiamy jeść w dużych ilościach i łapczywie łykać, żeby siegnąć po kolejnego kęsa, co bardzo utrudnia dalszą obróbkę. Ale nie tylko o dokładne przeżucie skrobi powinniśmy zadbać – równie istotne jest dobrze rozdrobnione białko, które trawi się najdłużej, a długość i efektywność tego procesu zależeć będzie również od tego jak je potraktujemy w naszych ustach.
-Żołądek. Konkretnie – kwas żołądkowy. Jak sama nazwa wskazuje – powinien być kwaśny, co jednak wcale nie jest takie oczywiste. Aktualnie panuje dramatyczna tendencja do zwiększana pH kwasu czy nawet hamowania jego powstawania (leki na zgagę). Do zmiany pH przyczynia się także rozcieńczanie soku płynami spożywanymi podczas posiłku lub w krótkim odstępie od jego spożycia (a więc jeśli chcemy dobrze przyswajać jedzenie musimy nauczyć się odmawiać kompotu do obiadu – nawet tego od babci). Odpowiednie pH jest kluczowe między innymi dla aktywacji enzymów trawiących białko.
-Wątroba. Zakłócenia pracy wątroby będą się przekładać niekorzystnie na wielu obszarach, ale nie chciałabym odbiegać za mocno od tematu. Wytwarzana przez nią żółć jest konieczna do trawienia tłuszczy, ale tutaj zachodzi również konwersja żelaza do ferrytyny (dlatego wysoki poziom żelaza przy niskim ferrytyny może sugerować problem w tym organie).
-Jelita. Nasz najważniejszy organ wchłaniania substancji odżywczych przeważnie jest w opłakanym stanie. Nosimy w sobie nawet 2kg pożytecznych bakterii, które warunkują naszą odporność i zdrowie. Zły stan flory zawsze odbije się negatywnie w kondycji organizmu, a dzisiejszy styl życia zdecydowanie jej nie służy.
Jakie czynniki mogą wpłynąć na gorszą przyswajalność i pogłębiać niedobory?
-Leki (antybiotyki, leki na zgagę, ale także powszechnie stosowany paracetamol czy ibuprofen)
-Tabletki antykoncepcyjne (pozbawiają nas wielu witamin i minerałów, w tym witamin B, selenu, cynku, dodatkowo zmieniają florę bakteryjną jelit)
-Substancje antyodżywcze (np. lektyny i kwas fitynowy, znajdują się przede wszystkim w zbożach, zwłaszcza pełnoziarnistych oraz roślinach strączkowych)
-Przetworzona dieta
-Kawa
-Alkohol
-Pasożyty, przerost grzybów Candida, infekcje
-Toksyny, metale ciężkie
-Zespół nieszczelnego jelita
-Nietolerancje pokarmowe
-Stres, brak snu
Jak widzimy problem może być bardzo obszerny i konieczne jest zadbanie o siebie w sposób kompleksowy – uwzględniając właściwą dietę, regenerację oraz ograniczenie substancji zapalnych.
Zła pielęgnacja
Pomimo, że przeważnie przyczyna siedzi wewnątrz organizmu, to zdarza się, że problemem jest jedynie niewłaściwy kosmetyk. A nawet jeśli nie, to warto wiedzieć jak możemy wspomóc naszą skórę głowy także od zewnątrz.
Przede wszystkim – więcej nie znaczy lepiej. Jeśli chodzisz pół dnia z olejem na skalpie, zmywasz go szamponem, po którym nakładasz odżywkę, maskę, a na koniec wcierasz serum… to nie licz, że fundujesz swoim włosom spa. Pomijając fakt, że takie zabiegi włosy obciążają, to w kosmetykach pełno jest szkodliwych substancji. Co z tego, że szampon zawiera ekstrakt z pokrzywy, skoro znajduje się on na samym końcu składu, a poprzedzają go agresywne detergenty? Taki kosmetyk tylko spotęguje nasze problemy. Kupując kosmetyki nie warto kierować się opisem producenta, a dokonać dokładnej analizy składu. Wymaga to naturalnie trochę wprawy, dlatego warto na początku chodzić na zakupy z listą potencjalnie szkodliwych składników. Należą do nich między innymi Propylene Glycol, Sodium Laureth Sulfate, PEG, PPG, wszelkie nazwy kończące się na „paraben” oraz sporo innych. Wybierajmy kosmetyki, które są bogate w ekstrakty i naturalne oleje („extract”, „oil”), im bliżej początku składu tym lepiej. Aktualnie na rynku jest coraz więcej dobrych produktów i spokojnie można kupić coś skutecznego, a przy okazji bezpiecznego.
A jeśli nadal nie jesteś przekonany/a do wczytywania się w zawiłe nazwy… Zrób sobie sam/a kosmetyki Jest to opcja stosunkowo tania, w pełni naturalna i dająca najlepsze efekty. Osobiście robiłam taki eksperyment przez 2 miesiące i myłam włosy jedynie wywarami z ziół (podstawą jest mydlnica, która zawiera saponiny będące naturalnym środkiem czyszczącym) oraz czasem sodą oczyszczoną lub odżywką zmieszaną z mąką ziemniaczaną. Wypadanie zdecydowanie się w tamtym okresie zmniejszyło, byłam również zadowolona z faktu, że włosy były znacznie dłużej świeże (po miesiącu mogłam je myć nawet co 4-5 dni). Jedyny minus – wymaga trochę czasu i chęci, ponieważ szampon przygotowujemy przed każdym myciem, musi też pozostać na włosach nieco dłużej niż standardowy kosmetyk. Trzeba się też przełamać, żeby uwierzyć, że coś co się zupełnie nie pieni może domyć nasze czupryny. Odkąd zażegnałam moje problemy włosowe jestem zbyt leniwa na samoróbki, ale gorąco polecam spróbować!
Co jeszcze warto włączyć do pielęgnacji?
-Oleje! Nakładane na skalp na kilka godzin przed myciem wzmacniają, odżywiają włosy i pobudzają do wzrostu „bejbiki”. Świetnie sprawdza się np. olej z czarnuszki, słodkich migdałów, łopianu, khadi i inne maceraty z ziół ajuwerdyjskich. Uwaga na kokosowy, który nie każdym włosom będzie służył.
-Peelingi skóry głowy
-Płukanki ziołowe
-Wcierka z kozieradki/soku z rzepy lub cebuli
-Odżywki z żółtek, siemienia lnianego, miodu, awokado… Tutaj ograniczać może nas tylko wyobraźnia i zapasy kuchenne.
-Masaże skóry głowy (np. pajączkiem do kupienia na allegro za kilka zł)
-Tangle Teezer
Zaburzenia hormonalne
Tak naprawdę jeśli nasz problem jest spowodowany niedoborem jakiegoś składnika, złym kosmetykiem lub przejściowym brakiem snu – możemy to uznać za ogromne szczęście. Odwrócić zaburzenia hormonalne nie jest już tak łatwo. Niestety są coraz bardziej powszechne i stanowią częstą przyczynę utraty włosów. Jakimi hormonami warto się zainteresować, jeśli podejrzewamy że jesteśmy w tej grupie?
- Hormony tarczycy
Zła funkcja tarczycy jest silnie skorelowana ze kondycją naszych włosów. Wpływać na nie będzie zarówno nadczynność jak i niedoczynność tego gruczołu. Objawy towarzyszące nie zawsze są łatwe do powiązania – może to być jedynie większe zmęczenie, sucha skóra, drażliwość. Trichogram (badanie cebulek włosów) u osób z chorą tarczycą przedstawia się zupełnie inaczej niż u zdrowych – niestety na niekorzyść. Włosy, poza wypadaniem, mogą stać się suche, cienkie i łamliwe. Najlepiej wykonać kompleksową diagnostykę tarczycy (TSH, ft3, ft4, antyTPO, antyTG). Jeśli nie mamy akurat funduszy sprawdźmy tylko trójkę tarczycową, nigdy jednak nie opierajmy się na samym wyniku TSH. Wolne hormony (ft3, ft4) powinny znajdować się w górnej granicy normy. Jeśli występują bliżej dolnej granicy lub zupełnie poza „widełkami” możemy przypuszczać, że nasza tarczyca niedomaga i być może pojawiła się choroba autoimmunologiczna. Po właściwą diagnozę należy udać się do endokrynologa, lecz prawdopodobnie konieczne będą także zmiany w diecie i stylu życia (tu już zalecam wizytę u dietetyka znającego temat).
- Androgeny
Ich nadmiar jest fatalny dla stanu włosów. Pomimo, że są to męskie hormony płciowe, problem dotyczy zarówno mężczyzn, jak i kobiet (u kobiet najczęściej łączy się z PCOS – zespołem policystycznych jajników).
Objawy:
-przerzedzanie włosów z przodu głowy, tworzące się zakola (nie jest to regułą – u mnie włosy wypadały na całej powierzchni dość równomiernie)
-u kobiet nadmierne owłosienie, nieregularne miesiączki
-trądzik
-nadmiar sebum
-wzrost/obniżenie libido
-otyłość
-stany depresyjne
Sam testosteron jest relatywnie słabym androgenem, jednak stanowi prekursor dla dihydrotestosteronu (DHT), którego powinniśmy się znacznie bardziej obawiać. Zamiana zachodzi w obecności enzymu 5 alfa reduktazy. Komórki mieszków włosowych zawierają znaczne ilości receptorów androgenowych oraz nadmierną liczbę molekuł reduktazy. Dlatego reakcja włosów na androgeny może być niezwykle silna. DHT powoduje miniaturyzację mieszków włosowych (co ciekawe w innych przypadkach pobudza wzrost tkanek, powodując np. przerost prostaty lub rozwój masy mięśniowej). Przyczynia się to do powstawania mniejszych i cieńszych włosów oraz skrócenia fazy anagenowej (wzrostu) włosa z kilku lat do kilku miesięcy (a nawet tygodni). A to jeszcze nie koniec skutków ubocznych DHT. Jego podwyższony poziom będzie przyczyniał się również do wzmożonego wytwarzania łoju poprzez powiększanie gruczołów łojowych oraz rozwoju łojotokowego zapalenia skóry. Na naszą niekorzyść będzie też działał kortyzol, ponieważ 5 alfa reduktaza uczestniczy również w przemianie kortyzolu w allo-tetrahydrokortyzol (aTHF). Widzimy więc, że im więcej kortyzolu tym większa aktywność reduktazy, a to powoduje większą ilość DHT, czyli większe uszkodzenia mieszków włosowych. Do łysienia androgenowego przyczyniać się będzie również DHEA, którego poziom koreluje dodatnio razem z DHT i aTHF. DHEA jest prekursorem androstendionu, a ten testosteronu (patrz obrazek niżej).
A do tego wszystkiego szalenie istotna okazuje się… insulina. Tak, ten hormon który większość osób kojarzy jedynie z obniżaniem glukozy. Insulina nasila produkcję androgenów (głównie testosteronu – co się z nim dalej dzieje chyba nie trzeba powtarzać), a także wzmaga reakcje zapalne. Z tego względu warto zainteresować się gospodarką cukrową i sprawdzić czy nie dotyczy nas insulinooporność.
Warto też wspomnieć, że łysienie androgenowe nie zawsze będzie się wiązało z podwyższonym poziomem androgenów – problem może tkwić w nadreaktywnych na androgeny mieszkach włosowych.
Widzimy więc, że nic nie jest w naszej gospodarce hormonalnej takie oczywiste i jest masa zależności pomiędzy wszystkimi hormonami. Zajmując się problemem należy uwzględnić zarówno gospodarkę cukrową, poziom stresu, pracę nadnerczy i wiele innych czynników. Niestety lekarze oraz dermatolodzy oferują nam zwykle jedynie syntetyczne blokery w formie leków i wcierek. Często faktycznie pomagają, jednak po odstawieniu problem może powrócić z nasiloną siłą, do tego mają pełno skutków ubocznych. Przy okazji – moje łysienie spowodowane było właśnie stosowaniem Diane-35.
Na co zwrócić uwagę przy łysieniu androgenowym?
-Stres! Nasze ciała są zaadaptowane do krótkich i nagłych reakcji stresowych. Na ile możemy starajmy się zadbać o nasz komfort psychiczny (roważ techniki relaksacyjne, jogę, medytację), ale pamiętaj że stres dla organizmu to także nieprzespana noc albo trening. Chroniczny stres będzie także „kradł” pregnenolon do produkcji kortyzolu, wskutek czego zostanie go zbyt mało do produkcji hormonów steroidowych.
-Dieta. Przede wszystkim należy zadbać o stabilną gospodarkę glukozowo-insulinową. Niestety insulinooporoność i hiperandrogenizm często idą w parze. Pomocne mogą okazać się także suplementy takie jak berberyna, d-chiro-inozytol, chrom.
-Do rozważenia – naturalne blokery 5 alfa reduktazy. Należą do nich m.in.: palma sabałowa, pestki dyni, pokrzywa, mięta, wierzbownica, likopen. Zdecydowanie odradzam taką suplementację, jeśli nie jesteśmy pewni czy naszą przyczyną są androgeny, ponieważ ingerowanie w gospodarkę hormonalną jest zawsze obarczone ryzykiem. Najlepiej robić to pod czyjąś kontrolą. Hamowanie przemiany testosteronu do DHT może powodować jego konwersję w estradiol, którego nadmiar ma rakotwórcze działanie (dodatkowo insulinooporność podnosi aktywność enzymu odpowiedzialnego za ten proces). Rozwiązaniem może być dołożenie do suplementacji DIM, który optymalizuje metabolizm estrogenów.
Inne
Omówione powyżej przyczyny niestety nie wyczerpują tematu. Wśród innych powodów doszukiwać się możemy łysienia na tle autoimmunologicznym (zwłaszcza jeśli posiadamy już jakąś chorobę z autoagresji), nadmiaru toksyn, metali ciężkich, przewlekłych infekcji, chronicznego stresu… Odnalezienie źródła problemu to często kwestia wielu miesięcy, czasami lat. Co gorsza – przyczyna wcale nie musi być jedna.
Powtórzę raz jeszcze – pamiętajmy, że organizm funkcjonuje jako całość. Niezależnie od przyczyny konieczne jest zadbanie o dietę, detoks, regenerację, poprawę stanu jelit i mikroflory. Dopiero gdy to zrozumiałam i wprowadziłam znaczne zmiany w żywieniu i stylu życia oraz odstawiłam tabletki antykoncepcyjne udało mi się zażegnać problem na dobre.